W czasach mojej fascynacji Egiptem, bywałem w tym niezwykłym kraju w miejscach, które mnie przyzywały.
W takich chwilach odrzucam, choćby na parę chwil, wszystkie konwenanse, przywiązania, role społeczne i staję nagi wobec prawdy: Czy to jest moje miejsce? Czy to mój bliski Człowiek? Czy to moja sprawa?
Wtedy, tam, otworzyły się przede mną jakieś wrota. Pomogły w tym emocje związane z nocnym biwakiem na Pustyni Arabskiej, między Nilem a Morzem Czerwonym, gdy nade mną, na bezchmurnym, fioletowo-ganatowym niebie wzeszła Wenus. Portal przejścia do innego wymiaru? Poczułem, że gdzieś przez kogoś zostałem wezwany…
Gdy tej nocy ochłonąłem, to leżąc na beduińskiej derce, zadałem sobie całkiem rozsądne pytanie: Pawle, czy chciałbyś tu gdzieś mieszkać?
Moją odpowiedź znacie, bo wiecie, że mieszkam od paru lat na polskiej wsi. I nie Beduini są moimi sąsiadami tylko moi zacni polscy Chłopi – w większości z tutejszych, włościańskich z dziada-pradziada i babci-prababci, rodzin.
Ale nim stałem się ich sąsiadem, zataczałem kręgi. Już nawet umościłem się w mieście, które mnie jakby zapraszało: w Szczecinie. Ale zakończyłem tam sprawy i związki (nie tylko z Kobietami, ale też męskie, koleżeńskie relacje). Byłem młody, a na fali post-solidarnościowego idealizmu pierwszy raz próbowałem współtworzyć małą społeczność, w formie spółdzielni mieszkaniowej. Grupka przyjaciół, z jednym starszym architektem, opracowała plan: tanie domki w szeregu z ogródkami, z założeniem, że wszystkie możliwe prace budowlane wykonamy sami. Ekonomicznie się to kalkulowało. Wybór naszej grupy padł na niedrogą, ładnie położoną działkę na wsi pod Piasecznem. Wtedy jednak dobry plan zniweczył opór struktur państwowych realnego socjalizmu.
Były jeszcze dwie miejscowości, poza rodzinną Warszawą, których nazwy pominę. Potem parę podróży do Egiptu i…
Wróciłem do marzeń młodości, zapragnąłem stworzyć niezależną osadę, gdzie sam, z ówczesną Partnerką, zadecyduję, kto będzie mieszkać za płotem niewysokim i przenikalnym. W roku 2010 roku poznałem architekta, który jako pierwszy popularyzował budowanie domów jednorodzinnych z gliny i słomy. Odwiedziłem inż. Wojciecha Brzeskiego w jego wsi Bończa pod Płockiem, gdzie postawił był już dom wzorcowy i zaplanował osiedle ok. 20 takich domów naturalnych, rozplanowanych w sosnowym lasku. Jednak nie tam czekało na mnie moje miejsce na Ziemi.
Aż pięknego majowego dnia 2014 roku, zawitałem do Brzozówki, na teren tak zadrzewiony i zakrzaczony, że trzeba było się przedzierać z maczetą. Nikt tej „posiadłości” nie chciał, bo na zemi o statusie rolnym rosło tu w zwarciu tysiące sosen i innych nasadzonych przez poprzednika młodych drzew. Prosta chatka drewniana, zbudowana przez starsze małżeństwo zielarzy, stała opuszczczona i zdewastowana. Z „mediów” była tylko cembrowana studnia. Ale zachwyciło mnie to miejsce, jego zwierzęta, rośliny i wibracje, które odkrywałem stopniowo. Kiedyś się dowiem, dlaczego, ale to sprawa subtelna, nie na teraz.
Z drzewami doszedłem do porozumienia i wziąłem na siebie, świadom ryzyka, zadanie zasadźcy Eko-osady Brzozówka. Ziemia ta zaakceptowała mnie i przyjęła, jako gospodarza. Wkrótce dołączyło kilkoro Przyjaciół – osadników (wsród nas jest inny, znakomity architekt) i Przyjaciół wspierających z dala, z którymi tworzymy tu społeczność. Wpisujemy się w znane od kilkudziesięciu lat w Europie zjawisko eko-wiosek, które w naszym kraju ma formę federacji Polskich Alternatywnych Społeczności.
Jest XXI wiek, z przemożną tendencją do urbanizacji a paradygmat postindustrialny jest pozornie obowiązującym. My w tej wiosce, i kilkudziesięciu innych takich eko-osadach i eko-gospodarstwach polskich, idziemy inną drogą.
Nie ” pod prąd”. Nie gardzimy „mainstreemem”. Ale tworzymy miejsce alternatywne. Dla nas, osadników z miast – fizyczne, a dla tysięcy mających podobny pogląd na świat – mentalne.
A w naszym kręgu zmiana świadomości postępuje. Przykład: Nasze dwie przyjaciółki, inteligentne i piękne Kobiety przbyły ze swiimi partnerami do Brzozówki, zakańczając karierę na kierowniczych stanowiskach w korporacjach. I będą tu mieszkać. Szacunek Wam!
I tak tu się mościmy: Wyremontowałem starą chatkę, postawiłem glinianą kopułę dla naszej Fundacji, trzy rodziny się budują, kilka jest na etapie tworzenia planów architektonicznych.
Niektórzy obserwatorzy dziwią się: Można przecież wziąć dogodny kredyt hipoteczny i zaraz wprowadzić się do komfortowego mieszkania, skrzętno-sknersko skleconego przez jakiegoś „developera”. Wesołych spłat lichwiarsko-kredytowych!
Dzięki Bogu i dobrym istotom, miałem wybór. Czego i Wam życzę.
Paweł A. Fijałkowski 25.V.2018